Jak brazylijska policja rozprawiła się z gangiem z północy

Barreiros, Pernambuco. Północny-wschód Brazylii, jeden z najbardziej biednych regionów kraju, gdzie lato trwa cały rok, a kolonialna historia i tradycje kultywacji trzciny cukrowej kontynuowane są do dzisiaj.

Niecałe pół godziny drogi od wybrzeża, przepięknych plaż Maragogi i Japaratinga znajduje się niepozorna i skrywająca mroczną historię miejscowość.

W Barreiros, osadzony na wzgórzu niewielki kościółek wydaje być oczywistym miejscem na centrum. W nocy jednak położony przy kościele plac świeci pustkami, a tak naprawdę to położone kilka przecznic dalej dwa skrzyżowania pełnią rolę serca tego miasteczka. Ku mojemu zdziwieniu w kilku miejscach zastaję prywatnych ochroniarzy, którzy uzbrojeni w pałki pilnują porządku w mieście. To wynajęta przez lokalnych przedsiębiorców firma ochroniarska zapewnia mieszkańcom spokój.

Przenieśmy się jednak do wydarzeń sprzed roku, kiedy to Barreiros nie było takie spokojne jak dzisiaj. W mieście grasował bowiem kilkudziesięcioosobowy gang zajmujący się głównie handlem narkotykami i rabowaniem banków. Brzmi jak historia z westernów, ale tutaj w Brazylii napady na banki są cały czas w modzie. W przeciwieństwie do filmów z Hollywood, gdzie napady odbywają się w trakcie dnia, tutaj w Brazylii banki rabuje się w nocy. Tradycyjny napad rozpoczyna się podłożeniem ładunków wybuchowych, po eksplozji i sforsowaniu zamkniętych drzwi zamaskowani przestępcy często na oczach wybudzonych wybuchem świadków dokonują rabunku, po czym znikają w ciemnościach.

Gangsterzy z Barreiros czuli się nietykalni zdobywając coraz większą władzę w mieście. Z relacji Giuseppe, właściciela pensjonatu położonego obok wcześniej wspomnianego banku wynika, że przestępców często widywano z bronią i ładunkami wybuchowymi. Bez skrępowania potrafili krążyć po miasteczku na motocyklach, siejąc postrach i tym samym stając się samozwańczymi właścicielami miasta.

Co zwabiło przestępców do tak małego i pozornie nic nie znaczącego miasteczka? Barreiros położone jest jakieś dwie godziny drogi od Recife, cztero milionowej metropolii, jednego z największych miast całej Brazylii. O ile policja z Recife działa całkiem sprawnie to już prowincjonalne służby funkcjonują na zupełnie innym, dużo mniej skutecznym poziomie. W przypadku dużych miast przestępcy chcąc uniknąć kary zaszywają się w położonych na prowincji mniejszych miejscowościach. Taka też była najprawdopodobniej geneza gangu z Barreiros, był to zlepek kryminalistów, którzy uciekli z położonego nieopodal ogromnego miasta.

Gangsterzy działali w mieście z coraz większą zuchwałością, czyniąc Barreiros niebezpiecznym i nieznośnym do życia miejscem. Jak to zwykle bywa rozmiar działalności gangu osiągnął masę krytyczną, a mieszkańcy przestali tolerować zwiększające się z miesiąca na miesiąc poczucie zagrożenia. Do rozliczenia się z gangiem został sprowadzony z położonego w sąsiednim stanie miasta Maceio doświadczony w walce ze zorganizowaną przestępczością oficer Gonzales, który wprowadził w życie powolny, acz skuteczny plan rozprawienia się z gangiem.

Eksterminacja gangu rozłożona została na 3 miesiące, w ciągu których śmierć poniosło 32 członków grupy. Operacja, biorąc pod uwagę prowincjonalny charakter miejscowości, została przeprowadzona z rozmachem. Do rekonesansu i obserwacji zostały użyte m.in. naszpikowane nowoczesną technologią drony, a do właściwej akcji został wykorzystany policyjny helikopter. Aby zmaksymalizować skuteczność i uniknąć ewentualnych strzelanin wśród cywili zatrzymania odbywały się w nocy, tuż przed świtem. Jak się później okazało wielu gangsterów nie chciało oddać wolności bez walki i ostatecznie, zgodnie z policyjną procedurą, zamiast zasilać przeludnione więzienie trafiło na cmentarze. Krążą słuchy, że eksterminacja członków gangu została wykonana na wyraźne życzenie oficera Gonzaleza.

Prawdziwie westernowa historia ze współczesnym zakończeniem. Dziś Barreiros, spokojne i niepozorne miasteczko, nadal pamięta wydarzenia sprzed roku. Ciężko uwierzyć, że skrywana wśród niepozornych uliczek historia wydarzyła się naprawdę. W Brazylii to jednak nie wyjątek. To nie tylko duże miasta tętnią przemocą, wielokrotnie to właśnie w małych miasteczkach znajdują schronienie ci najbardziej brutalni i zuchwali przestępcy. O ile lokalna Policja robi wszystko co w jej mocy, to jednak przestępcza rzeczywistość całego kontynentu nasiąknięta brutalną historią kolonializmu cały czas sprowadza się do jednego, ale bardzo trafnego wiersza piosenki portorykańskiej grupy Calle 13: „Na świecie więcej złodziei niż policjantów”. Tym samym w zwierciadle tej rzeczywistości wydawałoby się, że my, mieszkańcy tzw. krajów rozwiniętych tak naprawdę większych problemów nie mamy.

Barreiros nie jest wyjątkiem. W Brazylii jest dużo więcej podobnych miejsc, często są to turystyczne, położone na wybrzeżu miejscowości. Przestępczość koncentruje się nie tylko na rabunkach czy handlu narkotykami, często związana jest z tą legalną częścią ekonomii kraju, a chodzi tu głównie o ziemię oraz o karczowanie lasów tropikalnych pod hodowlę bydła. Ale o tym innym razem.