ZAŁOGA
Royer, kapitan. Wysoki i słusznej postury, chyba jako jedyny z załogi jest biały. Po naszym pierwszym spotkaniu wymieniamy się telefonami i umawiamy na spływ w okolicach weekendu. Dopiero w trakcie rejsu dowiaduję się, że od dwóch lat Royer jest niewidomy. Nie przeszkadza mu to jednak w prowadzeniu biznesu, a od wszelkich zadań ma swoich ludzi.
Jessica, osiemnastoletnia żona Royera, pani kapitanowa i prawa ręka Royera. Po kilkudniowej obserwacji dochodzimy do wniosku, że na całym statku to właśnie ona jest najciężej pracującą osobą. Do jej obowiązków należy gotowanie, sprzątanie, obsługa kapitana i opieka nad dzieckiem. Jak na niską dostępność produktów spożywczych gotuje całkiem nieźle. Z trzech różnych składników jest w stanie ugotować dziesięć potraw, z czego najsmaczniejsze są półsłodkie, smażone na głębokim oleju racuchy.
Tongo, roczny synek Kapitana i Jessiki. Najbardziej wyluzowany członek załogi, przez połowę dnia spi w swoim dziecięcym hamaczku, przez resztę przechadza się po pokładzie i uważa, żeby nie wypaść za burtę. Z wielką ciekawością obserwuje cudzoziemców i ogląda przywleczone przez nich ustrojstwa. Tongo nie ma żadnych zabawek i obecność gringo jest zapewne jednym z ciekawszych momentów w jego dotychczasowym, krótkim życiu. Nie wygląda na specjalnie szczęśliwego i tylko raz widzę go uśmiechającego się od ucha to ucha: gdy rodzice częstują go winem.
Freddie jest nawigatorem i sternikiem. Gdy dopłyniemy już do naszego celu, Guayaramerin, Freddie zamieni się również w tragarza, ale póki co pełni na statku jedną z ważniejszych funkcji. Pełen energii i momentami charyzmatyczny, swój charakter zawdzięcza prawdopodobnie utrzymywanemu przez cały dzień lekkiemu alkoholowemu rauszowi. Freddie nie stroni również od liści koki, co prawdopodobnie tłumaczy jego czasem dziwne zachowanie. W trakcie naszej podróży uczymy go angielskiego, jednak słownictwo, które poznaje dotyczy wyłącznie komplementowania kobiet. Freddie nie chciał dokładnie powiedzieć ile ma dzieci, ale jesteśmy w stanie wywnioskować, że jego rodzina rozsiana jest w najróżniejszych miejscach w Boliwii. Gdy tylko dotrzemy do Guayaramerin, pojedzie odwiedzić swoją siostrę – nie widzieli się 7 lat. Tuż po tym wróci na swoim małym motocyklu do Trinidad, podróż po nieutwardzonych, błotnistych drogach zajmie mu trzy dni.
Eric jest bratem kapitana i podobnie jak Freddie, nawigatorem oraz sternikiem. Małomówny i spokojny, tym samym najmniej mu poświęcimy miejsca w tym rozdziale. Choć kto wie, jakie tajemnice skrywają jego przez większość czasu zamknięte usta?
83 letnia babka Jessiki swoją emeryturę spędza na łajbie. Czasem coś pomoże i zwykle śmieje się, gdy któryś gringo zrobi coś głupiego, np. walnie się głową w nisko zawieszoną pod sufitem belkę.
Rysiek, czyli Ricardo, spędza cały dzień na dolnym pokładzie pilnując silnika. W odpowiednich momentach dodaje i zabiera z niego gazu, choć niektórzy twierdzą, że tak naprawdę jego praca polega na rzucaniu zaklęć i szeptaniu czułych słówek, tak aby wysłużony już autobusowy silnik nie rozleciał się w najmniej odpowiednim momencie w drobny mak. Stres wynikający z powierzonej mu odpowiedzialności oraz przenikliwa nuda sprawiają, że aby przetrwać dzień Ricardo musi wspomagać się alkoholem.
Walter, uśmiechnięty i pełen młodzieńczej energii osiemnastolatek, który na łajbie pełni rolę młodszego, uczącego się jeszcze nawigatora oraz nocnego stróża. Za każdym razem przed zapadnięciem zmroku kapitan zarządza cumowanie przy brzegu. Nocna warta w tych warunkach, gdzieś daleko na zapomnianym przez Boga boliwijskim dorzeczu Amazonki, jest konieczna. Do barki, którą płyniemy, sznurami przymocowane są moduły transportowe, a porwanie takiego elementu wraz z całą zawartością raczej nie byłoby bardzo trudne. Towary, które wieziemy są bardzo różne: od kilku małych motocykli, poprzez sprzęt do budowlanki, czyli betoniarki, taczki, pręty czy wreszcie kilkadziesiąt worków z cementem, aż po luksusowy w tych stronach samochód z napędem na cztery koła.