Burning Man. Wszystko o najbardziej odjechanym festiwalu w Ameryce

Wyobraź sobie, że jedziesz na tydzień na wielkie pole namiotowe na pustyni. Wraz z 60 tysiącami innych obozowiczów tworzycie tymczasowe miasto, w którym nie używa się pieniędzy, dookoła jest pełno sztuki, a nocą dosłownie wszystko rozbłyska światłem tysiąca neonów migających w rytm dobiegającego zewsząd techno. Na prowizorycznych, zakurzonych od pustynnego pyłu scenach za darmo grają światowej klasy DJ-e, najlepszej jakości sound systemy elektryzują awangardowo poubieranych imprezowiczów, którzy w ekstazie witają kolejny wschód słońca, które wyłania się na płaskiej jak stół powierzchni wyschniętego jeziora. Za dwie godziny idziesz spać, by odpocząć chwilę i zaraz ponownie eksplorować budzące się do życia Black Rock City. I tak w kółko, aż do sobotniego wieczoru, podczas którego spłonie ogromna kukła i szaleństwo się skończy. Do następnego roku.